i Kingsfeld już są. Marleya oczywiście nie było.
- Dzień dobry, panowie - wybełkotał i zataczając się, ruszył przejściem między ławami. W spojrzeniach panów malowała się raczej wyrozumiałość niż oburzenie czy niesmak, co oznaczało, że Kilcairn dobrze wypełnił zadanie. - Coś przegapiłem? - zapytał Sinclair, opadając na wolne miejsce obok Kingsfelda. Sąsiedzi natychmiast go uciszyli syknięciami. - Nic ważnego - powiedział szeptem hrabia. - Co się stało, Sin? - Przez ciebie Vixen myśli, że ożeniłem się z nią na złość Marleyowi - odwarknął. Nie musiał udawać gniewu. Hovarth zabił mu brata, a teraz przekreślał szanse na szczęśliwe życie z Victorią. - My tylko żartowaliśmy. Nie sądziłem, że twoja żona potraktuje moje słowa poważnie. - Ale potraktowała. Dziś rano wyjechała. - Cii! - Wyjechała? Dokąd? Sinclair wzruszył ramionami. - A kto to wie? Nie raczyła mi powiedzieć. - Przysunął się bliżej. - Nie widziałeś Marleya? - Nie. Nie masz pojęcia, dokąd uciekła twoja żona? Do diabła, Kingsfeld naprawdę zamierzał zrobić jej krzywdę. Sinclair sposępniał. - Nawet nie pytałem i nie chcę o tym rozmawiać. - Rozumiem, chłopcze. Oczywiście. Więc planujesz doprowadzić do aresztowania Marleya? - Na pewno nie pozwolę, żeby ten drań kręcił się na wolności, kiedy nie wiem, gdzie jest moja żona. - Choć z trudem hamował furię, rozmowa szła mu lepiej, niż się spodziewał. Postarał się, żeby Hovarth poczuł whisky, którą przed wyjściem obficie skropił sobie krawat. - Zamierzałem cię wczoraj spytać, czy nie masz reszty tego świstka z pogróżkami. Nie chcę, żeby potem jakiś cholerny adwokat stwierdził przed sądem, że to list Marleya do ukochanej chorej cioci. - Możliwe, że wykorzystałem go do zaznaczenia strony w innej książce - odszepnął Kingsfeld. - Spróbuję go odszukać. - Bardzo by się przydał. - Lordzie Althorpe! Sinclair spojrzał na dolne rzędy. Hrabia Liverpool piorunował go wzrokiem, zaciskając usta w wąską kreskę. - Słucham, milordzie. - Debatujemy o sprawach podatkowych - rzucił premier ostrym tonem. - Ma pan coś ważnego do dodania? Od czasów szkolnych nie przemawiano do niego w taki sposób, ale był gotów wiele znieść, żeby osiągnąć swój najważniejszy cel. Uśmiechnął się półgębkiem. - A co chcemy opodatkować? Niech zgadnę. Hm. Zresztą to nieistotne. Tak czy inaczej chodzi o spłacenie