zadawała sobie pytanie, co robił w kostnicy Bryan McAllistair? I to z
osinowym kołkiem w ręku? Zapewne on zadawał sobie podobne pytania w odniesieniu do niej. W końcu zarzuciła poszukiwania, Mary widać zdołała uciec z budynku. Jessica wyszła na parking, zadzwoniła do Seana, a gdy odebrał, rzuciła krótko do słuchawki: - Mary obudziła się i uciekła. - Co?! - Słyszałeś. Nie zadawaj pytań, tylko uwierz, że wiem, co mówię i udziel mi pomocy. - Dobry Boże... Jasne, że pomogę. Pomyślała, że jest niedziela, on pewnie odpoczywał w domu z żoną i dziećmi, lecz ta sprawa była ważniejsza od odpoczynku. Zresztą Maggie zrozumie jej wagę lepiej niż jakakolwiek inna żona. - Ulokowałam Nancy i Jeremy'ego w moim gabinecie, Moim zdaniem Mary wyczuje Jeremy'ego i odszuka go. RS 154 - Pewnie tak. Już jadę do twojego gabinetu... - Nie, czekaj! Tam pojadę ja, a ty przeprowadź dochodzenie, co stało się w szpitalu, bo tego nie mogę zrobić. - Załatwione. - Sean, to wszystko moja wina. - Słuchaj, nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. - Wiesz co? - zaczęła i aż się skrzywiła boleśnie. - Myślę, że ktoś wybrał ją na ofiarę, żeby... żeby uderzyć we mnie. Bryan przebiegał ulice, szukając uciekinierki, chociaż w pojedynkę mógł jej szukać w nieskończoność, w dodatku Mary znakomicie znała miasto, a on słabo. Chwileczkę... Dokąd udałaby się naga kobieta, by nie budzić sensacji ani podejrzeń swoim wyglądem? Do lokalu ze striptizem na Bourbon Street. - Jeremy... Usłyszał we śnie jej głos. Uśmiechała się słodko, wyglądała na zagubioną. - Jeremy... Otworzył oczy i uświadomił sobie, że głos dobiega zza okna. Nie podchodź tam, ostrzegł sam siebie, lecz pokusa okazała się ponad jego siły. Zresztą to był tylko sen, prawda? Teraz mógł już tylko śnić o niej, nic więcej mu nie zostało. Zerknął w stronę kanapy; Nancy spała twardo. Wstał i podszedł do okna, otoczonego warkoczami czosnku i chronionego przez naczynia ze święconą wodą. Kiedy rozsunął zasłony, zobaczył ją. Znajdowali się na RS 155 pierwszym piętrze dziewiętnastowiecznej kamienicy, Mary unosiła się w powietrzu. - Mary! - Serce podskoczyło mu do gardła na jej widok, wydała mu się tak czysta, tak doskonała... Owszem, była zupełnie naga, lecz mimo to nadal wyglądała jak wcielenie niewinności. - Jeremy, potrzebuję cię. Ja zawsze cię potrzebuję, prawda? Pomóż mi! Jest mi zimno, jestem zrozpaczona i tak straszliwie głodna... - Och, Mary... - Musisz mnie wpuścić do środka. Musisz odsunąć te wszystkie rzeczy, która mnie powstrzymują i wpuścić mnie.