opiekÄ… Christophera, nie ma potrzeby...
- Ach, więc o to im chodzi? - przerwała mu Lizzie. - 0 gwarancję, że na czas kręcenia pokazów przestanę być matką? Jeśli tak, to natychmiast wycofuję się ze wszystkiego i koniec. - Lizzie, nie denerwuj się tak... - Zaliczkę też mogę im oddać, proszę bardzo. - Przemyśl to jeszcze, dobrze? - Nie! - Szczerze mówiąc, rozkładanie ich na łopatki nie jest najlepszym posunięciem z punktu widzenia przyszłości. - To fatalnie. - Lizzie, ty się źle czujesz? - Nigdy nie byłam w lepszej formie. 65 - Może powinniśmy się zwrócić do telewizji - powiedziała Sandra do Karen Dean, która przygotowywała kanapki na lunch: z szynką dla dorosłych, z masłem orzechowym dla Iriny - tak jak ci, którzy poszukują świadków? - Tak się robi, gdy zaginie dziecko, prawda? - dodał Tony, siedząc przy kuchennym stole obok teściowej. - I kiedy... - Sandra nie dokończyła. Irina, która pomagała Karen smarować chleb, pokazała babci umazane masłem rączki. - Rina brudna. - Jesteś za duża, żeby mówić jak dzidziuś - upomniał ja ojciec. Sandra rzuciła mu ostre spojrzenie. - Chodź, kochanie, zaraz to zmyjemy. Wyciągnęła rękę do małej i pomogła jej stanąć przy zlewie na czerwonym plastikowym schodku, który Joanne kupiła specjalnie w tym celu. Potem odkręciła kran, wycisnęła dziecku na dłonie trochę mydła w płynie i patrzyła, jak sobie radzi. - Na pewno warto spróbować wszystkiego - powiedziała cicho do policjantki. - Może powinna pani porozmawiać o tym z inspektorem Keenanem. - Moglibyśmy pogadać o tym ogromie miłości, który włożyli w starania o dziecko. Słowa „adopcja" unikali taktownie w obecności Iriny, podobnie jak „morderstwo" czy „zabójstwo". - Nie poruszałbym tego tematu - rzekł Tony. - To sprawa osobista. - Już! - zawołała Irina. Sandra pomogła jej zejść i dała ręcznik. - Sama się do nich zgłoszę, jeśli ty nie chcesz - powiedziała ostro do Tony'ego. - Nie cofnę się przed niczym, żeby znaleźć tego, co nam to zrobił. Myślałam, że ty też. - Siedzący przy stole Tony zaczął płakać. Nawet nie ukrył twarzy w dłoniach, pozwolił, by łzy płynęły mu po policzkach. - Na miłość boską! - syknęła Sandra. - Skoro ja potrafię się opanować, to czemu i ty nie możesz?