Pokroiła schab, przygotowała warzywa i
nakryła stół. Gdy wszystko było gotowe, zawołała chłopców. Zasiedli do stołu, zaczęli jeść. Jednak wciąż czuła, że za pozornym spokojem Piercea kryje się skrywana energia. I to ją niepokoiło. Mimowolnie przypomniała sobie tamten wieczór, kiedy tłumaczyła list. Nie wiadomo kiedy znalazła się w jego ramionach, a żar jego pocałunków obudził w niej takie pragnienie, że naprawdę niewiele brakowało. Skruszył jej opory, prysły wszystkie zahamowania. Była gotowa zapo mnieć o bożym świecie, swoich marzeniach, planach na przyszłość i poddać się chwili. Gdyby Pierce nie okazał się odpowiedzialnym człowiekiem, nie wiadomo, jak by się to skończyło. Może w łóżku? Może na podłodze w jego gabinecie? Jej policzki płonęły. Opamiętała się. Nie pora na takie myśli. - Co dzisiaj będziecie robić? Zaskoczona pytaniem, popatrzyła na Jeremiaha. - Co my będziemy robić? - powtórzyła. Chłopczyk skinął głową i sięgnął palcami po zieloną fasolkę. - Spróbuj ją wziąć widelcem - podpowiedziała mu. Jeremiah posłusznie ujął w rączkę widelec i nabił fasolkę. Podniósł go do ust. - Miałem na myśli ciebie i wujka Pierce'a - wyjaśnił. Amy przeniosła wzrok na Pierce a. Popatrzył na nią pytająco i wzruszył ramionami. Był nie mniej zdziwiony niż ona. - Zamierzamy spędzić z wami wieczór - odparł Pierce, spoglądając na jednego, a potem na drugiego siostrzeńca. - Przecież zwykłe tak jest. Coś się zmieniło? Inicjatywę przejął Benjamin. - Dzisiaj rozmawialiśmy z Jeremiahem i mamy super pomysł. Zagadkowe zachowanie Pierce'a wprawiało Amy w lekkie podenerwowanie, jednak nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc poważne oświadczenie malca. Benjamin wyglądał jak prawnik z długą praktyką, który szykował się do wygłoszenia mowy końcowej przesądzającej wynik rozprawy. - No bo - ciągnął chłopiec - od wyjazdu mamy i taty ani razu nie mieliśmy wieczorku dla dzieci. - Wieczorku dla dzieci? - Pierce z roztargnieniem wytarł palce w lnianą serwetkę.