– Zatrzymałeś się przy sklepie. Szpiedzy nie donieśli mi, co
kupowałeś, ale rozpoznali tablice rejestracyjne z Wyomingu. Powiedzieli, że wyglądałeś... niegodnie, chyba tak. – Czy naprawdę tak wyglądam? – W tych okolicach ,,niegodnie’’ znaczy to samo, co ,,sexy’’. – Ach, rozumiem – mruknął Sebastian. Lucy popatrzyła na żółtego psa, który przez podwórze gonił szarą wiewiórkę. – Myślisz, że da się go jeszcze wychować? – Zero szans. – Masz tupet, przywożąc go tutaj. Bez komentarza oparł się o ciężarówkę. – Gdzie są dzieci? – Rob i Patti zabrali je do siebie na noc. – To bardzo dobrze. – Hmm. Policja zostawiła nas wreszcie w spokoju. Media zwinęły żagle. Bandyci siedzą w areszcie. Jestem sama – uśmiechnęła się. – Nie, już nie. Pocałował ją lekko i powoli, a potem wyjął z samochodu butelkę szampana. Właśnie po to zatrzymał się przy sklepie. Prosił sprzedawczynię o zachowanie tajemnicy, ale na pewno do tej pory już cała okolica plotkowała o tym, że wnuk Daisy i wdowa Swift piją razem szampana na starej farmie Wheatonów, a Bóg jeden wie, co jeszcze robią... Weszli do kuchni. Sebastian otworzył butelkę i nalał szampana do dwóch kieliszków. – Co będziemy świętować? – zapytała Lucy. – Wszystko, co zechcemy. Na przykład złapanie bandytów. Przeżycie kolejnego dnia. Wschody i zachody słońca. Albo możemy świętować to, że Lucy Blacker znów się zakochała. Zgadzam się na wszystko, co mi zaproponujesz. – A czy mogę świętować to wszystko naraz? – uśmiechnęła się. Sebastian nie sądził, że uda mu się unieść naraz dwa kieliszki szampana i swoją wybrankę, ale do sypialni nie było daleko. Na progu Lucy odrzuciła głowę do tyłu i wybuchła śmiechem, bo szampan z obu kieliszków wylał się na nią. Sebastian położył ją na łóżku. – Narzuta Daisy! – oburzyła się. Bez słowa odsunął patchwork na bok. Lucy zarzuciła mu ramiona na szyję. – Teraz pachnę szampanem. – I smakujesz szampanem. – A ty smakujesz... psią sierścią. Roześmiał się, całując ją. – Chcesz, żebym najpierw wziął prysznic? – Nie, prysznic potem. – Weźmiemy go razem – zaproponował. – Tylko żartowałam – uśmiechnęła się, pocierając ręką zarost na jego twarzy. – Smakujesz jak mężczyzna, który długo jechał, żeby... żeby kochać się ze mną. – Od wielu dni nie myślałem o niczym innym. – Chyba od wielu lat. Pod mokrą sukienką rysowały się jej piersi.